Obóz Szczepu "Leśni", 1990
Miriada Bliźniaczych Gwiazd (tzw. obóz jaskiniowców),
Jez. Spore, 29 VI - 20 VII 1990

Obóz nad Sporem w 1990 okazał się niestety gorszy w porównaniu z poprzednim. Nie był oczywiście jakoś generalnie nieudany, ale świadczył o pewnym przesileniu: po 2 czy 3 latach bardzo dobrej, cały czas doskonalonej pracy szczepu, drużyn i zastępów przyszedł moment zastoju i osłabienia. Na obozie były już wyraźnie dwie grupy uczestników - starsze zastępy, w wieku 14-15 lat, mające za sobą już conajmniej 2 obozy, oraz młodsze, dla których to był obóz pierwszy. Taka sytuacja wymaga szczególnie dobrego przygotowania i pokierowania obozem, tymczasem kadry było wyraźnie za mało...

Data: 27 VI - 20 VII 1990
Lokalizacja: jez. Spore, woj. koszalińskie
Organizacja: obóz Szczepu "Leśni" złożony z podobozu harcerskiego 11 i 434 PDH oraz podobozu zuchowego (I turnus 36 PDZ, II turnus 22 PDZ). Obóz w pełni samodzielny (puszczański).
Kadra: komendant całości i kolonii zuchowej Dziama, obożny Hugon, kwatermistrz Iżik, kadra zuchowa Ala, Marzena, Beza; kucharka pani Ula, pomoc kuchenna Andzia, Wiesia.
Zastępy: "Jastrzębie" (zastępowy Madzi, potem Michał), "Kobuzy" (Przemo), "Nietoperze" (Kacper), "Wilki" (Gonzo), "Szafirki" (Ola P.), "Szafranki" (Elińska), "Szalejki" (Ala), "Szarłatki" (Marzena).
Styl: harcerze - planeta jaskinowców, zuchy - planeta krasnoludów
Plakietka: Guma na filcu - utrwalała nieprawdziwe wyobrażenie rodem z serialu "Flinstonowie" jakoby jaskiniowcy żyli współcześnie z dinozaurami...
Pionierka: podobnie jak w 1989, obóz składał się z 2 podobozów (harcerskiego i zuchowego) oraz części gospodarczej. Były zawieszone 2 "tipi" (plandeki z otworem) jako zadaszenia miejsca na ognisko w podobozach. Stołówka była zbudowana ze starego spadochronu, który niestety przeciekał podczas deszczu. Najbardziej imponującą budowlą obozową była brama podobozu harcerskiego (z podestem i opuszczaną kratownicą) która jednak została ukończona dopiero w połowie obozu.
Pogoda: jak się wydaje, nie było ani za gorąco, ani za chłodno

Obóz letni Szczepu Leśni, 1990
Apel - meldunek zastępowych
Obóz letni Szczepu Leśni, 1990
Apel ciąg dalszy
Obóz letni Szczepu Leśni, 1990
Kajaking po jeziorze Spore
Obóz letni Szczepu Leśni, 1990
Kacper, zastępowy Nietoperzy, wskakuje do wody z radości ze zdobycia stopnia

Program, przebieg: Na kwaterce panowała znakomita atmosfera. Mniej było co prawda ognisk i śpiewania niż rok wcześniej, ale wieczorami zawsze długo przesiadywaliśmy w kuchni rozmawiając i zaśmiewając się do upadłego z kawałów. Niestety, na właściwym obozie dobra atmosfera szybko się rozwiała. Dla wyraźnej większości ówczesnych harcerek i harcerzy 11 i 434 PDH (roczników 1974-1976) był to już przeważnie trzeci obóz, potrzebne były im nowe wyzwania. Tymczasem różne względy, głównie mała liczebność kadry, spowodowały, że program tego obozu mocno szwankował - był czasem improwizowany z dnia na dzień i uboższy niż rok wcześniej. Wystąpiło wiele zjawisk negatywnych: duże opóźnienia w rozkładzie dnia, konflikty między zastępami oraz na linii kadra-zastępy, powstały tzw. "kółka wzajemnej adoracji", zjawisko "transferów" z zastępu do zastępu, kary w postaci "przegonów" itp. Było kilka incydentów, które po latach można wspominać ze śmiechem, choć w samej rzeczy nie były bardzo zabawne. Na wycieczkę nad morze (do Świnoujścia z "międzylądowaniem" pod Złocieńcem w celu odwiedzenia obozu ZHR) pojechała tylko 11 PDH.
Oczywiście obóz nie był żadną katastrofą. Były wartościowe punkty programu, zdobywano stopnie i sprawności, kolejne osoby nabywały doświadczeń harcerskich i obozowych. Nad Sporym powstał też zwyczaj wskakiwania w mundurze do wody, lub wrzucania, po zdobyciu stopnia - inicjatorem był Kacper, zastępowy "Nietoperzy". Po raz pierwszy odbył się Festiwal Piosenki Obozowej - traktowany wówczas bardziej jako okazja do wygłupów niż do wykazywania mistrzostwa wokalnego i instrumentalnego. Nowością i atrakcją na obozie były 4 kajaki pożyczone z PTTK.
Sąsiedzi i goście: W pobliżu było bardzo dużo obozów, zastępy udawały się na wędrówki by je odwiedzić. M.in. nad jeziorem Dębno (na naszym miejscu z 1989) był obóz 37 PDH "BKIK". Rozmieszczenie obozów w okolicy pokazuje niżej mapka z kroniki 11 PDH. Obóz nie był przez nikogo podchodzony, odwiedzili go natomiast Piątacy-Seniorzy V Hufca.

Lato 1990 - obozy w rejonie Szczecinka
mapka z kroniki 11 PDH - ukazuje rozmieszczenie obozów w sąsiedztwie. Obóz Szczepu "Leśni" u dołu mapy oznaczony trójkątem z chorągiewką, inne obozy wyżej (KR18 - ZHP-1918 Kraków, BKIK - 37 PDH "BKIK" ZHP Poznań, Dz.K - Szczep "Dzieci Kazimierza" ZHP Kraków)

Rywalizacja zastępów: nad Sporem nie było rywalizacji między zastępami. W założeniu miało to wyeliminować spory i napięcia między zastępami, ale wyszło troszkę na odwrót...
Przeboje obozu: na ogniskach dominowały piosenki autorstwa Dziamy. Popularne było np. "Nie było nas tak długo". jednak nie wszystkim to odpowiadało. Hitem stała się troszkę na przekór piosenka "Anioł i diabeł" (znana także jako "Piwo"). Część uczestników była też fanami "Starego Dobrego" itp. klimatów.

Obóz letni Szczepu Leśni, 1990
Wycieczka 11 PDH do obozu ZHR pod Złocieńcem...

Obóz letni Szczepu Leśni, 1990
...biwak w małych namiotach tzw. chińskich dwójkach. Były to wówczas najmniejsze i najlżejsze małe namioty, jednak cięższe w porównaniu z dzisiejszymi "iglo"

Obóz letni Szczepu Leśni, 1990
Wycieczka na Wolin i Uznam - 11 PDH w rezerwacie żubrów na Wolinie
Obóz letni Szczepu Leśni, 1990
11 PDH pod klifami Wolina

Garść wspomnień - Iżik (2005): Na obóz przyjechałem po egzaminach na studia, gdzieś tak w połowie obozu. Wrażenia miałem negatywne. Były pewne konflikty, co się odbijało źle na przebiegu obozu. Niby była stylistyka „jaskiniowców”, ale wyglądało ogólnie trochę tak, jakby kadra nic nie przygotowała. Na tym obozie nie było punktacji zastępów - argumentacja była chyba taka, że „jest dobrze nam razem i po co rywalizować”. Ale to nie było dobre. Punktacja jest jedną z podstaw obozu, oczywiście nie chodzi o to by zdobywać jakieś „złote gacie” czy rywalizować na śmierć i życie ścinając głowy pokonanym, ale chodzi po prostu o motywację do dobrego funkcjonowania zastępów!

Garść wspomnień - Dorota (2005): Właściwie nie było wówczas drużynowej dziewczyn, bo ja byłam całkowicie zajęta zuchami. Z kolei część starszych dziewczyn były wówczas na takim etapie, że bardzo chciały mieć funkcje zastępowych, ale nie bardzo chciały się zajmować zastępami. A program był dość kiepsko przygotowany, więc w obozie zaczęły się wytwarzać różne nieprawidłowe mechanizmy - spóźnione pobudki itd.

Garść wspomnień - Grzechu (2005): Na kwaterce było wspaniale. Za to pierwsze dni obozu były totalnym rozczarowaniem. Czas się wlókł, działy się jakieś rzeczy dla mnie niezrozumiałe, panowała jakaś dziwna atmosfera. Pierwsza, całodzienna gra terenowa była jeszcze bardzo udana. Ale potem czas był zapełniany na zasadzie wymyślania jakichś zajęć na poczekaniu. Z dzisiejszej perspektywy w znacznym stopniu rozumiem ówczesne niedociągnięcia - wiem dobrze, że czasem sprawy zawodowe czy życiowe nie pozwalają na dobre przygotowanie programu przed obozem i trzeba improwizować, rozumiem też zmęczenie i wypalenie. Wiem, że czasem też nastawienie uczestników może być przyczyną niepowodzenia obozu, wbrew najlepszym chęciom instruktorów. Natomiast myślę, że wtedy zabrakło uczciwego postawienia sprawy i szczerej rozmowy z zastępowymi oraz z całym gronem najstarszych harcerzy, dla których to był już przeważnie trzeci obóz. Mogliśmy jeszcze razem uczynić go dobrym obozem.
Nad Sporem kadra zaczęła propagować ideę odrębności pracy drużyny męskiej i żeńskiej, Hugon zapowiadał, że w przyszłości będą osobne obozy i osobne zimowiska. Nie bardzo nam się to podobało, choć niektóre argumenty były sensowne. Np. że dziewczyny są teraz na takim etapie, że tylko chciałyby śpiewać, grać na gitarze i wszystkie działania osnuć jakimiś baśniowo-fantastycznymi fabułami, a chłopakom potrzebny jest survival, ostre bieganie, gry terenowe wymagające wysiłku fizycznego itd.
Obóz generalnie nie był udany, ale jak ktoś chciał, to mógł z siebie sporo dać i sporo skorzystać. Pamiętam kilka "wyczynów" dokonanych w ramach zastępu lub z innymi osobami, np. sporą dawkę pływania na kajakach, kilka dalekich wędrówek, zostałem też trochę zaangażowany w sprawy kwatermistrzowskie.
Na ten obóz przypadł schyłek działalności zastępu "Kobuzy". Byliśmy bardzo zgrani i można powiedzieć, że była to naprawdę grupa przyjaciół. Zastęp stworzył Iżik, a potem prowadził Przemo - choć starszy tylko o rok, imponował harcerskim wyrobieniem i doświadczeniem życiowym. W "Kobuzach" dużą wagę przywiązywano do porządnego umundurowania i ekwipunku – punktem honoru było posiadanie spodni moro, dobrego plecaka, butów turystycznych albo wojskowych, silnej latarki itd. Kobuzy miały też bogatą obrzędowość. Styl bycia Kobuzów był wolny od wszelkiego sentymentalizmu, infantylizmu i harc-kiczu – preferowaliśmy piosenki wojskowe, Kaczmarskiego i o górach. Oczywiście Kobuzy nie były aniołkami – mieliśmy też swoje za uszami, nawet sporo. Ale był to na pewno dobry zastęp, któremu dużo zawdzięczam i do którego zawsze się potem odwoływałem jako do wzorca. Szkoda, że potencjał Kobuzów nie został lepiej wykorzystany.


Obóz w Czecho-Słowacji
Dvorce u Jihlavy, 5-23 VIII 1990

Uzupełnieniem obozu był pierwszy oficjalny wyjazd zagraniczny Szczepu, czyli udział 9 osób wyróżnionych za pracę w roku 1989/1990 w dwutygodniowym polsko-czeskim obozie koło Jihlavy w Czecho-Słowacji. Szefem ekipy był dh. "Iżik". Obóz ten był zorganizowany w ramach wymiany między Spółdzielnią Mieszkaniową „Osiedle Młodych”, a tamtejszymi zakładami naprawy taboru kolejowego „Depo”. Jak się okazało na miejscu, była to właściwie zwykła kolonia, choć z atrakcyjnymi wycieczkami do Pragi i jaskiń na Morawach. Pozostawiła niezatarte wspomnienia, głównie o humorystycznym charakterze.

Obóz w Jihlavie, 1990
Obóz w Jihlavie - ekipa ze Szczepu "Leśni"

Mieszkaliśmy w domkach kempingowych, zaś w murowanym budynku była stołówka, sanitariaty i świetlica, gdzie się odbywały m.in. dyskoteki. W ośrodku był też mały odkryty basen. Oprócz mundurów harcerskich mieliśmy koszulki z napisem „Greenpeace” – niektóre osoby postronne myślały, że naprawdę reprezentujemy tą organizację. Początkowo mieliśmy co wieczór spotykać się u dziewczyn, by czytać na głos „Władcę Pierścieni” Tolkiena, jednak po pierwszym wieczorze idea ta upadła. Oprócz nas w obozie uczestniczyli polscy koloniści cywilni oraz cztery grupy kolonistów czeskich. Ci ostatni byli podzieleni na cztery grupy wiekowe: „Brontozaurzi”, „Tulaczi” („Wędrowcy”), „Trojlistek” oraz „Kocziata” („Kotki”). Każda grupa na apelu wznosiła okrzyk („pokrzik”), który dość łatwo zapadał w pamięć. Pewnego razu cywilna kadra czeska i polska się upiła, chodziła po domkach i żądała recytowania „pokrzików”. Okazało się, że umiemy je perfekcyjnie, a brzmiały mniej więcej tak (jeśli pamięć nie zawodzi):
"Mysme oddil brontozauru, nas ma każdy rad, a proto se ne musime nikoho bat!"
"Tulaczi, tulaczi, mysme velci mazaczi, aż projdeme caly svet, vratime do domu hned!"
"Perszi listek chrani vodu, drugi listek chrani zelen, trzeti listek chrani zverz – vesz czy ne vesz, chceme czistou szczastnou zem!"
"Kocourzi a kociczki mamy mysne jaziczki!"


Wyjazd do Czecho-Słowacji - jak wówczas brzmiała nazwa tego państwa, było to bowiem już po „Aksamitnej Rewolucji” czyli po obaleniu komunizmu, ale jeszcze przed „Aksamitnym Rozwodem” czyli rozdzieleniem się Czech i Słowacji - był także okazją do zakupienia różnych ciekawych, a u nas wciąż niedostępnych towarów: karimat, impregnatów do obuwia, granatów sportowych, pasty do zębów „Elmex”, modeli samolotów itd. Na ulicy w Jihlavie spotkaliśmy pewnego razu czeskich skautów, którzy wyglądali trochę jakby wyłonili się prosto z książek Baden-Powella...

WCZEŚNIEJ:
Obóz 1989
Jez. Dębno
WCZEŚNIEJ:
Rok
1989/1990
DALEJ:
Rok
1990/1991
DALEJ:
Obóz 1991
Jez. Dołgie

Aby wrócić na stronę główną lub zajrzeć do innych działów, skorzystaj z menu po lewej stronie.
Jeśli klikniesz tu, STRONA GŁÓWNA otworzy się w nowym oknie.